Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości. Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać. Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości, ucieka od samego życia. Zamyka się w sobie.
JAN TWARDOWSKI
Valerie
Jego delikatne, malinowe usta, powoli się ode mnie odrywały. Co on robi ? Ja chciałam tylko przyjaciela ! Nie chcę się do niego zbliżać... Nie w tym momencie...
Ja Jeszce pamiętam, mam to w głowie. Te wszystkie krzywdy. Te wszystkie cierpienia. Tego już nie mogłem znieść.
Ja Jeszce pamiętam, mam to w głowie. Te wszystkie krzywdy. Te wszystkie cierpienia. Tego już nie mogłem znieść.
- Andi... - spojrzałam w głąb jego błękitnych oczu. - Przepraszam, ja nie mogę...
- Lerie... Nie przepraszaj. - Uśmiechnął się do mnie szeroko.- Chciałbym rozpocząć nowy rozdział w życiu. Nowy rozdział z tobą w roli głównej.
- Przepraszam... Ja nie mogę. To dla mnie za wcześnie. - w tej chwili głos mi się załamał.
Nie boję się jego, ja się boję związku z nim. Boję się, że przez niego, tak jak przez szanownego Pana Schlierenzauera, będę musiała przeżywać te same, bolesne chwile, a tego nie chcę. Nie chcę być wykorzystywana dla zysku.
Nie chcę cierpieć tak bardzo.
W głębi serca, czuję, że w dziewiedziesięciu dziewięciu procentach on jest inny i nigdy mi tego nie zrobi, ale... Czy ja zawsze muszę mieć jakieś "ale" ?! Zawsze przez to "ale" muszę cierpieć.
- A może zostali byśmy przyjaciółmi ? - spytał po kilku minutach ciszy.
W głębi serca, czuję, że w dziewiedziesięciu dziewięciu procentach on jest inny i nigdy mi tego nie zrobi, ale... Czy ja zawsze muszę mieć jakieś "ale" ?! Zawsze przez to "ale" muszę cierpieć.
- A może zostali byśmy przyjaciółmi ? - spytał po kilku minutach ciszy.
- Przyjaciółmi możemy zostać zawsze. - powiedziałam, po czym wtuliłam się w jego tors.
Czuję się jakby dzięki tej przyjaźni dawał mi drugą szansę. Bo pierwszą zmarnowałam odrzucając chwilowo jego miłość. A czy ja go kocham ? Sama nie wiem. Nie wiem co sama już czuję. Pogubiłam się we własnych uczuciach.
- Andi... Ja już muszę iść. Chciałabym odwiedzić po drodze siostrę. - powiedziałam oddalając się od skoczka na znaczną odległość.
- Dobrze, idź - powiedział i pocałował mnie w policzek.
Na pewno pojawił się na nic ciemny rumieniec. Zawstydzona wyszłam z domu przyjaciela. Następny przystanek - mieszkanie Valentiny.
Andreas
Andreas
To dla niej za szybko ? Nie jest na to gotowa ? Może nie jest pewna moich uczuć ?
Za szybko z tym wystartowałem...
Z zamyśleń wyrywa mnie dzwonek mojego telefonu. Natrętna melodia rozbrzmiewa w kieszeni moich spodni.
Wyjmuję telefon z kieszeni, a moim oczom ukazuje się napis "Mama". Jeszcze tylko mi jej do szczęścia brakuje...
Przewracam teatralnie oczami i naciskam na zieloną słuchawkę.
- Tak ? - mówię z niechęcią.
- Andreas ? Dlaczego nie dzwonisz ? Martwię się o ciebie, a ty nie dajesz żadnych oznak życia ! - zaczęła.
Dlaczego zawsze tak jest ? Ona zawsze tak musi ? Ja rozumiem, że jestem jej jedynym synem, że mnie kocha, że się troszczy, ale przecież ja mam już prawie dwadzieścia lat ! Ja chcę żyć, chcę być wolny, chcę zasmakować życia, chcę poznać życiowe błędy i wreszcie je popełnić. To tak dużo ?
- Mamo, proszę cię... Wszystko jest w porządku. Mogłabyś dać mi żyć ? - powiedziałem na jednym wydechu.
- Przecież żyjesz. O co ci chodzi ? Dlaczego nie chcesz być ze mną blisko ?
Bo się we wszystko mieszasz, jesteś strasznie upierdliwa, nie dajesz mi podejmować własnych decyzji, traktujesz mnie jak dziecko, chcesz wiedzieć wszystko, bez najmniejszego wyjątku... Mam mówić dalej ?
- Chciałbym żyć na własną odpowiedzialność.
-Czuję, że czegoś mi nie chcesz powiedzieć. Mój macierzyński instynkt się właśnie odezwał. Andi... Ty masz jakąś dziewczynę o której ja nic nie wiem ?
Nic nie mówię, jedynie wzdycham. Dlaczego cię to nagle zainteresowało ? Nigdy się tak mną nie interesowała. Zawsze wolała interesować się problemami moich sióstr, a teraz ? Co jest ?
- Tak myślałam... Ty mi nie ufasz. Nie ufasz własnej marce. Nawet nie chcesz spędzać ze mną czasu, bo podczas ostatniego obiadu rodzinnego, gdy dziewczyny wyszły z domu, a ojciec gdzieś polazł, ty nawet nie chciałeś ze mną porozmawiać jak matka z synem. Ja wiem, że jesteś już pełnoletni, ale ty mnie unikasz, a tak nie powinno być. Dlaczego ty mi to robisz ?
Sam nie wiem... Ja chcę być niezależny, a to może mnie kiedyś zgubić...
- Dobrze... Możemy się spotkać, pogadać...
- O wszystkim ? - Wcina mi się w zdanie.
- O większości. A teraz kończę. Będę u ciebie za piętnaście minut - Nie chciałem dalej ciągnąć tej rozmowy, więc się rozłączyłem.
*W rodzinnym domu Andreasa*
Wchodzę właśnie do środka domu. Przy stole w kuchni siedzi moja matka gapiąca się w okno, a obok niej ojciec, który przegląda dzisiejszą gazetę.
Cicho westchnąłem i delikatnie zapukałem we framugę. Oboje spojrzeli na mnie, ale każdy z innym uczuciem.
Rodzicielka była zła i zaciekawiona, a ojciec patrzył na mnie ze współczuciem. Więc matka już mu coś naopowiadała...
- O ! Andreas, już jesteś. - powiedziała z udawaną radością. - Może jakieś ciasto, kawa albo cukiereczek ?
- Dobra, przejdźmy do konkretów. O co chciałaś mnie wypytać ? - powiedziałem lekceważąc wszystko inne.
Ojciec wstał i miał zamiar wyjść, ale na chwilę stanął przy mnie i poklepał mnie po ramieniu. Więc zaczyna się ciężka rozmowa...
- Kim jest ta brunetka, z którą ostatnio szedłeś przez miasto ? Widziałam was i się nie próbuj wykręcać ! - walnęła prosto z mostu.
- Ehhh... To jest Valerie. - powiedziałem cicho.
- Twoja dziewczyna - próbowała się upewnić
- Nie. Valerie to moja bliska przyjaciółka.
- Ja ci chcę jedynie oświadczyć, że ja w żadną damsko-męską przyjaźń nie wierzę. Mój matczyny instynkt mi podpowiada, że mnie oszukujesz. Przecież ta dziewczyna jest śliczna, ty niby nic do niej nie czujesz ? Mnie nie oszukasz. Ja wiem, że coś jest na rzeczy !
- Ty i ten twój pieprzony matczyny instynkt ! Może niech lepiej się nie odzywa ! Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to może niech to będą jakieś spokojne i fajne tematy, a nie to ci ty wyprawiasz ! - mój ton głosu znacznie się uniósł. - Nawet jeśli byłoby coś na rzeczy, to nie jest twoja sprawa ! To moje życie !
- Ja chcę cię tylko uświadomić, że jeżeli ona zajdzie w ciążę, to nie licz na moją pomoc. Masz się zabezpieczać !
- O tym to ty mi nie musisz pieprzyć, bo ja jestem pełnoletni i wiem co robię ! - wstałem i krzyknąłem jej to prosto w twarz.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę wyjścia. Zatrzasnąłem mocno drzwi. Może to nie było posunięcie kogoś dorosłego, ale ja już nie wytrzymałem. Nie mogłem już słuchać jej "pouczeń".
*W tym samym czasie w domu Valentiny*
- Tili, pomóż... - powiedziałam bezradna, opierając łokcie o kolana i chowając twarz w dłoniach. Zapadła cisza.
- Wiesz... Moim zdaniem jest jedno wyjście. - wreszcie się odezwała.
Spojrzałam na nią z nadzieją. Może ktoś wreszcie pomoże mi wyjść z tej sytuacji. Uratuje bezradną dziewczynkę.Ale na szczęście, że mam kogoś takiego jak Valentina, Marinus i oczywiście Andreas. Ehhh... Andi...
- Powinnaś wyjść za Lukasa. Dla twojego dobra. - powiedziała pewnie.
Ja dobrze słyszę ? Własna siostra chcę mnie skazać na zgubę ? Ona żartuje ? Nie, no przecież ona jest cholernie poważna...
- Ty słyszysz sama sobie ?! - mój ton głosu znacznie wzrósł.
- To dla ciebie najlepsze wyjście. Rozumiesz?! - Ona chcę mi rozkazywać ? Po moim trupie !
- Ale ja kocham Andiego !
___________~*~___________
Na wstępie przepraszam !
Bardzo, bardzo, bardzo przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam. Byłam w tzw. Dołku. Nie potrafiłam nic napisać, nie potrafiłam wymyślić czegoś sensownego.
Ale cóż, wyszło jak wyszło. Nie będę się wam nad sobą użalać.
Rozdział chyba nie najgorszy, ale rewelacji też nie ma.
Więc, jeżeli nie dodawałam nic tu, to nie dodawałam komentarzy też wam. Mam nadzieję, że dziś już pojawię się u każdego kto mnie ostatnio zapraszał na swojego bloga w spamie i postaram się zostawić po siebie ślad :)
Pozdrawiam :
~Love Forever
~Gabi K.